Info

avatar Jestem Tomasz z Kołobrzegu. Od 2009 roku przejechałem na rowerze 13250.32 kilometrów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Poprzednie lata

2023
button stats bikestats.pl

2022
button stats bikestats.pl

2021
button stats bikestats.pl

2020
button stats bikestats.pl

2019
button stats bikestats.pl

2018
button stats bikestats.pl

2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats bikestats.pl

2010
button stats bikestats.pl

2009
button stats bikestats.pl

Zaliczone gminy


Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomikg.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2011

Dystans całkowity:192.69 km (w terenie 4.50 km; 2.34%)
Czas w ruchu:11:50
Średnia prędkość:16.28 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:48.17 km i 2h 57m
Więcej statystyk
  • DST 2.43km
  • Czas 00:08
  • VAVG 18.22km/h
  • Sprzęt Kross Hexagon X1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do sklepu

Wtorek, 29 listopada 2011 · dodano: 29.11.2011 | Komentarze 0

Trasa:
Kategoria <20 km, Po mieście


  • DST 56.01km
  • Czas 03:26
  • VAVG 16.31km/h
  • Sprzęt Kross Hexagon X1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Karlino - Kołobrzeg

Sobota, 26 listopada 2011 · dodano: 29.11.2011 | Komentarze 0

W sobotę wybraliśmy się z Michałem na kolejną listopadową wycieczkę. Postanowiliśmy dojechać do Karlina pociągiem, a następnie wrócić rowerami okrężną drogą.

Pobudka o 7 rano, rzut oka przez okno: bezchmurne niebo, drzewa się lekko bujają od wiatru, ale wygląda to całkiem dobrze. Do tego temperatura +5 stopni, co pod koniec listopada wygląda jak marzenie. W piątek wieczorem przeszła ulewa, więc trochę się obawiałem o pogodę.

Gdy kręciłem się po kuchni zaczęli pojawiać się również domownicy. Od razu usłyszałem: "Taka wichura, a Ty na rower, zwariowałeś?". Siostra wróciła z pracy po nocce: "Coś Ty, przecież zimno jest, wieje tak, że ledwo da się iść!". Ja twardo: "Przesadzacie, dam radę. Jadę."

Zrobiłem kanapki (na śniadanie nie było czasu, więc postanowiłem zjeść w pociągu), zaparzyłem cały termos herbaty i wyszedłem z domu.

Podszedłem do biura, w którym trzymam rower na zapleczu (200 metrów od mojego bloku), wyjąłem moją limuzynę i o 7:55 byłem na dworcu. Michał przyjechał dwie minuty później, kupiliśmy bilety i wsiedliśmy do pociągu.

W Karlinie byliśmy o 8:40. Skierowaliśmy się na ulicę Nadbrzeżną, będącą czymś w rodzaju promenady nad Radwią.


Ulica Nadbrzeżna w Karlinie prowadzi nas wzdłuż brzegu Radwi


Most kolejowy nad Radwią w Karlinie

Zostawiliśmy za plecami most kolejowy, zrobiliśmy szybkie zakupy w delikatesach i udaliśmy się w kierunku wyjazdu z miasta w stronę krajowej szóstki. Tuż za mostem na Parsęcie odbiliśmy w prawo na Gościno. Od tej chwili dość silny wiatr wiał nam w twarze, w dodatku pierwszy kilometr od zjazdu z głównej drogi prowadził pod górę. To sprawiło, że tempo jazdy nie było zbyt wysokie i wynosiło ok. 14 km/h.

Minęliśmy Kowańcz, dwa Pobłocia (Wielkie i Małe) i dojechaliśmy do Mołtowa, które jest już praktycznie przedmieściem Gościna. W momencie wjazdu do Mołtowa znacznie pogorszył się stan drogi. Na tym przykładzie wyraźnie widać jak w naszym kraju buduje się drogi. Kilka lat temu położono nowy asfalt na odcinku Gościno - Karlino, jednak najwyraźniej uznano, że wjazd do tych miejscowości na nową nawierzchnię nie zasłużył, więc w stronę Gościna dobry asfalt kończy się w Mołtowie, natomiast w stronę Karlina w Kowańczy. Pozostają po obu stronach po trzy kilometry jazdy po dziurach.

Po dojechaniu do Gościna skierowaliśmy się na Nieżyn. Początek tego odcinka to spokojna jazda, jednak przed samym Unieradzem trafiliśmy na krótki (ok. 0,5 km), ale stromy podjazd.


Prywatne jeziorko koło Unieradza, wiele takich w okolicy

W Unieradzu na przystanku zrobiliśmy sobie kilkanaście minut przerwy. W wiosce znajduje się zabytkowy kościół Św. Michała Archanioła, zbudowany w XIII wieku. Szkoda, że tamtejsze władze gminne nie pomyślały o żadnej tablicy informującej o tym zabytku.


XIII-wieczny kościół w Unieradzu


Centralne miejsce w wiosce - przystanek koło kościoła


Chwila przerwy na ciepłą herbatę

Po postoju w Unieradzu ruszyliśmy dalej. Szybko minęliśmy Nieżyn i pojechaliśmy w stronę Byszewa.


XIX-wieczny kościół w Nieżynie


Brukowana droga z Nieżyna do Byszewa

Do Byszewa prowadziła nas brukowana droga z dość dobrym poboczem, z którego oczywiście skorzystaliśmy. W Byszewie skręciliśmy w prawo i dobrym asfaltem dojechaliśmy do Niemierza i dalej do drogi wojewódzkiej 102 Kołobrzeg - Międzyzdroje.


Młyn widoczny z drogi przy wjeździe do Niemierza


Michał wjeżdżający do Niemierza


XV-wieczny kościół w Niemierzu

Szybko przejechaliśmy wojewódzką przez Błotnicę i po przejechaniu 1,5 km uciekliśmy z niej skręcając w lewo do Przećmina. Po chwili asfalt zamienił się w bruk, którym przejechaliśmy przez wioskę. Właśnie w Przećminie spotkał nas odrobinę niebezpieczny moment.

W pewnym momencie z jednej z posesji wybiegł na drogę dość spory wiejski burek. Ruszył za mną i biegł przez kilkaset metrów dosłownie kilka centymetrów od mojej nogi groźnie szczekając. Michał został z tyłu, na czym dobrze wyszedł, bo pies skupił się na mnie. Starałem się zachować spokój i nie zwracać na niego uwagi. Jechałem równym tempem patrząc przed siebie i pies odpuścił.

Odcinek z Przećmina do Korzystna to chyba najprzyjemniejsza jazda tego dnia. Droga gruntowa wśród pól i lasów z dala od ludzi, szkoda, że ciągnęła się tylko przez dwa kilometry. Po kilku minutach zobaczyliśmy przed sobą zabudowania Korzystna.


Droga z Przećmina do Korzystna


Korzystno

Po krótkiej przerwie na przystanku pojechaliśmy do Grzybowa. Mieliśmy dużo czasu (było dopiero południe), a Michał mówił, że nowym asfaltem (położonym wiosną tego roku) z Korzystna do Grzybowa jeszcze nie jechał. Po trzech kilometrach jazdy asfaltem dojechaliśmy do Grzybowa, przejechaliśmy przez wioskę i zajrzeliśmy na chwilę na plażę i ścieżką rowerową wróciliśmy do Kołobrzegu. W domu byłem o 12:30.

Trasa:


  • DST 70.15km
  • Teren 4.50km
  • Czas 04:03
  • VAVG 17.32km/h
  • Sprzęt Kross Hexagon X1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mrzeżyno i okolice

Niedziela, 20 listopada 2011 · dodano: 20.11.2011 | Komentarze 0

Dziś z Michałem wybraliśmy się na kolejną wycieczkę rowerową. Warto korzystać dopóki jest dobra pogoda. Od kilku dni próbowaliśmy namówić parę osób do przyłączenia się do nas, jednak bezskutecznie, więc ponownie wyjechaliśmy sami.

Początkowo w planie było okrążenie jeziora Resko Przymorskie, co dawało ok. 38 kilometrów, wczoraj jednak Michał zaproponował odwiedzenie Mrzeżyna, więc to wydłużyło trasę o kolejne 5 kilometrów.

Umówiliśmy się na start przy szkole muzycznej w Kołobrzegu o godzinie 11:30. Gdy wychodziłem z domu było pochmurno, lecz nie zanosiło się na deszcz, ponadto było ciepło (jak na tę porę roku), termometr za oknem pokazywał 6 st. C.

Postanowiliśmy wyjechać z miasta zaliczając przejazd budowaną obwodnicą, skierowaliśmy się więc w stronę ulic Solnej i Żurawiej. Na Solnej nadal zamknięty jest most, skorzystaliśmy więc z tymczasowego mostu pontonowego. Minęliśmy Stadion Miejski i pojechaliśmy prosto, w stronę ulicy Starynowskiej, wylotówki z miasta w kierunku Karcina.

Po krótkich zakupach w Sano wyjechaliśmy z miasta. Przejechaliśmy przez szybko rozbudowujące się Zieleniewo, a następnie Koszystno i dojechaliśmy do Starego Borku i Nowogardku. Przed Nowogardkiem droga niezliczonymi zakrętami wije się wśród pól oraz przechodzi przez most na Błotnicy. To ciekawe miejsce, chyba jedyny, a przynajmniej jeden z nielicznych w okolicy, do którego droga prowadzi pod górę. W Nowogardku skręciliśmy w prawo i po chwili dotarliśmy do stacji kolejowej w Głowaczewie, gdzie zrobiliśmy kilkuminutowy postój.


Stacja kolejowa w Głowaczewie


Pies z łopatą


Pociąg do Kołobrzegu wjeżdża na stację. Nie skorzystaliśmy


Nowy asfalt na drodze z Głowaczewa do Karcina

Po krótkim postoju na peronie ruszyliśmy dalej w kierunku Karcina. Stan nawierzchni zdecydowanie się poprawił, kilka miesięcy temu na tym odcinku położono nowy asfalt. Długo się nim nie nacieszyliśmy, po kilku kilometrach skończył się przechodząc nagle w pozostałości po poprzednim asfalcie.

Na końcu miejscowości (ciągnie się przez ok. 4 km) droga główna prowadziła w lewo w kierunku Sarbii, my chcieliśmy jechać nad jezioro, a dalej do Mrzeżyna. Niestety, przeoczyliśmy zjazd w prawo ukryty gdzieś między zabudowaniami. Postanowiliśmy się nie wracać, tylko pojechać do Mrzeżyna nieco inną trasą, dokładając kilka kilometrów.

Na skrzyżowaniu pojechaliśmy prosto. Niebawem skończyło się Karcino, a wraz z nim skończył się asfalt. Teraz jechaliśmy ubitą żużlówką, z wystającymi miejscami niebezpiecznymi dla naszych kół kamieniami. Do Bieczyna dotarliśmy jednak bez żadnych problemów.


Zabytkowy kościół w Bieczynie


To mieliśmy już za sobą

Bieczyno było słynne na całą Polskę w ostatnich dwóch latach. Jego mieszkańcy zbojkotowali wybory w ramach protestu. Żądali, aby władze samorządowe odbudowały drogę do wsi łączącą Bieczyno z Trzebiatowem. Przez pewien czas mieliśmy okazję jechać tą drogą. Niestety, po wyjechaniu z miejscowości skończyła się dobra nawierzchnia.

Pełną dziur drogą dotarliśmy do Gorzysławia, gdzie, po przejechaniu ok. 500 metrów brukiem skręciliśmy w kierunku Robów. Tam już asfalt był zdecydowanie lepszy.


Chwila postoju na poboczu


Nawierzchnia między Gorzysławiem i Robami jest w dobrym stanie


Malownicze pola niedaleko Gorzysławia

W Robach droga znów się zmieniła i aż do Mrzeżyna jechaliśmy po betonowych płytach. Minęliśmy most na Starej Redze i po kilkunastu minutach jazdy zameldowaliśmy się w Mrzeżynie.


Most na Starej Redze


Nad Starą Regą...


Stara Rega w okolicy Robów


Ujście Regi do Bałtyku w Mrzeżynie

W Mrzeżynie skierowaliśmy się przez most na Redze w stronę wojskowego osiedla. Po krótkim postoju przy sklepie postanowiliśmy sprawdzić na jakim etapie jest budowa nadmorskiej ścieżki rowerowej łączącej Mrzeżyno z Pogorzelicą. Okazało się, że na odcinku od Mrzeżyna do jednostki wojskowej (ok. 4-5 km) wzdłuż brukowanej drogi znajduje się bliska ukończenia ścieżka z kostki betonowej, niestety dalej zostaje jazda przez las wzdłuż brzegu. Od wartownika przy jednostce dowiedzieliśmy się, że od strony Pogorzelicy także już fragment został zbudowany. Cóż z tego, skoro termin ukończenia budowy ścieżki mija mniej więcej teraz...

Od jednostki skierowaliśmy się w kierunku plaży. Tam zrobiliśmy kolejną krótką przerwę.


Rowery przy zejściu na plażę


Plaża - widok w kierunku Mrzeżyna


Odpoczynek na plaży

Michał zaproponował, żebyśmy do Mrzeżyna wrócili leśnymi drogami. Widocznie chciał się pobawić w jazdę MTB. Zgodziłem się i przez 4,5 km jechaliśmy po leśnych wertepach. Ta jazda zmęczyła mnie dużo bardziej, niż wcześniejsze 40 km. Dojechaliśmy do Mrzeżyna, gdzie zaczynała się ścieżka rowerowa w kierunku Kołobrzegu.


Droga przez Mrzeżyno

Do Rogowa prowadziła poboczem drogi. Ciekawostką jest fakt, że droga zrobiona była z płyt betonowych, natomiast pobocze z całkiem dobrego asfaltu. Znaliśmy tę drogę (co prawda nie rowerem, ale często tamtędy jeździłem) i wiedzieliśmy, że taka nawierzchnia czeka nas aż do samego Dźwirzyna. Jakież wielkie było nasze zdziwienie, gdy na szosie wraz z tablicą "Rogowo" pojawił się gładki jak stół asfalt, a obok mieliśmy do dyspozycji szeroką ścieżkę rowerową z kostki betonowej.


Nowa droga w Rogowie

Zdziwienie było jeszcze większe, gdy po kilkuset metrach kostka zamieniła się w asfalt, którym jechaliśmy z przyjemnością do samego mostu w Dźwirzynie. Okazało się, że to droga w ramach projektu przebudowy odcinka Mrzeżyno - Dźwirzyno.


Jazda taką drogą to prawdziwa przyjemność

W Dźwirzynie też było widać postępy prac. Poza 2,5-kilometrowym odcinkiem płyt betonowych na drodze był nowy asfalt, a obok prowadziła ścieżka rowerowa z kostki. Tu brak stwierdziliśmy na odcinku 1,5 km. Od wyjazdu z Dźwirzyna jechaliśmy już asfaltową ścieżką nadmorską zbudowaną przed rokiem. Dojechaliśmy nią do Grzybowa, a dalej do Kołobrzegu jechaliśmy niemal przy samej plaży ścieżką z mączki ceglanej.


Ścieżka z Grzybowa do Kołobrzegu

Do Kołobrzegu dotarliśmy przed godz. 17, rozstaliśmy się nad Parsętą i wróciliśmy do swoich domów.


Parsęta w Kołobrzegu wieczorem



  • DST 64.10km
  • Czas 04:13
  • VAVG 15.20km/h
  • Sprzęt Kross Hexagon X1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień Niepodległości

Piątek, 11 listopada 2011 · dodano: 13.11.2011 | Komentarze 0

Z reguły mój sezon rowerowy, bardziej lub mniej udany, kończył się mniej więcej w połowie września. Później był brak chęci, czasu, odpowiedniej pogody. W tym roku postanowiłem, że będzie inaczej i po prawie dwóch miesiącach przerwy znów wsiadłem na rower.

Spodziewając się, że będzie ciężko (w końcu przerwa była długa) zaplanowałem trasę na miarę swoich możliwości, z ewentualną opcją przerwania jej w dowolnym momencie. Postanowiłem pojechać pociągiem do Koszalina, a następnie okrążając jezioro Jamno wrócić rowerem wzdłuż wybrzeża.

Info o wycieczce opublikowałem na swoim profilu na Facebooku i dzień przed wyjazdem odezwał się kolega Michał z propozycją dołączenia do mnie.

Spotkaliśmy się na dworcu PKP w Kołobrzegu w piątek o 9 rano. Kupiliśmy bilety i załadowaliśmy rowery do pociągu. Około godzinę później wysiedliśmy na dworcu w Koszalinie, gdzie zaczynała się prawdziwa jazda. Przejeżdżając przez centrum miasta dotarliśmy do drogi wylotowej w stronę dzielnicy (do niedawna wsi) Jamno. Właśnie tamtędy postanowiliśmy wydostać się z Koszalina. Przez Jamno dotarliśmy do Łabusza. Tam nawierzchnia z asfaltowej zmieniła się w brukowaną. Po ok. 1 kilometrze jazdy po bruku zobaczyliśmy z daleka brzeg jeziora, co oznaczało, że należy skręcić w prawo w drogę z płyt betonowych.


w pociągu do Koszalina

Zgodnie ze wskazówkami znalezionymi w internecie postanowiliśmy skorzystać z tego ciekawie położonego skrótu do Łaz. "Betonówka" ciągnie się ponad 3 kilometry brzegiem jeziora, przecinając mniej więcej w 2/3 drogi rzekę Unieść. Te malownicze tereny z pewnością latem wyglądają jeszcze ciekawiej niż w listopadzie, ale i tak nie mogliśmy narzekać na widoki.


betonówka, którą jechaliśmy, w tle stary młyn koło Łabusza


ujście rzeki Unieść do jeziora Jamno


betonówka w kierunku Osiek

Z betonowej drogi wyjechaliśmy na piękny gładki asfalt drogi powiatowej w miejscowości Osieki. Nowym asfaltem dojechaliśmy aż do Łaz, które latem tętnią życiem, natomiast po zakończeniu sezonu stają się senną osadą nadmorską, zamieszkałą przez niespełna 100 stałych mieszkańców. Pech chciał, że spędziliśmy tam przymusowo ok. półtorej godziny.


kościół w Osiekach


jezioro Jamno

Rondo w Łazach z pewnością długo zapamięta Michał. Właśnie tam złapał "gumę", a że żaden z nas nie wpadł rano na pomysł zabrania zapasowej dętki, trzeba było coś wykombinować. Temperatura powietrza (ok. 4 stopnie) też nam nie pomagała, szybko zaczęło się robić coraz zimniej. Po przeanalizowaniu sytuacji i naszego aktualnego położenia (do najbliższej stacji kolejowej mieliśmy 15 km) w pewnym momencie wpadłem na pomysł, żeby zadzwonić do kolegi ze studiów, który mieszka w Koszalinie. Liczyliśmy na łut szczęścia, może Damian przypadkiem posiada dętkę, której potrzebujemy? Okazało się, że zapasowej nie miał, ale użyczył nam swojej, gdyż, jak stwierdził, on już sezon rowerowy zakończył. Po 30-40 minutach przyjechał, zmieniliśmy dętkę i mogliśmy jechać dalej. Dzięki Damian za pomoc!


droga w Łazach - widok w kierunku Unieścia

Z Łaz do Mielna prowadzi ścieżka rowerowa wzdłuż szosy. Miejscami po obu stronach drogi można dojrzeć wodę - z lewej strony Jamno, z prawej Bałtyk. Momentami brzeg jeziora znajduje się zaledwie kilka metrów od drogi. Dość często mijaliśmy wędkarzy łowiących ryby w Jamnie. Szybko minęliśmy senne Unieście, by wjechać do Mielna.


po drodze widzieliśmy wielu wędkarzy

W Mielnie zaskoczył nas dość spory ruch, zarówno na ulicach, jak i na chodnikach. Do tego czynne sklepiki z pamiątkami - to także spore zaskoczenie, zważywszy na porę roku i święto. Właśnie w Mielnie zrobiliśmy szybkie zakupy i urządziliśmy sobie kilkuminutowy postój na posiłek.

Z Mielna nie wyjeżdżaliśmy szosą, a leśną drogą, którą przez Mielenko dotarliśmy do Chłopów. Minęliśmy Chłopy (i pomnik 16-tego południka) i dojechaliśmy do Sarbinowa. Podobnie jak inne nadmorskie miejscowości, Sarbinowo poza sezonem niewiele ma do zaoferowania, tym bardziej zdziwił nas widok wycieczki z przewodnikiem spacerującej po wiosce.

Kolejny krótki postój urządziliśmy tuż przed Gąskami, na polnej drodze biegnącej dosłownie kilkanaście metrów od plaży. Niestety, zbyt wysoki brzeg uniemożliwiał zejście na brzeg morza.


taką drogą jechaliśmy z Sarbinowa do Gąsek


rower "odpoczywa" na skraju urwiska między Sarbinowem i Gąskami

Dość szybko przejechaliśmy przez Gąski, nie zatrzymując się przy tamtejszej latarni morskiej (jedyna na naszym szlaku), gdyż wielokrotnie już ją widzieliśmy. Przez las dojechaliśmy do Pleśnej, a stamtąd przez most na rzece Czerwonej do Ustronia Morskiego, z którego już spokojnie dotarliśmy do Kołobrzegu nadmorską ścieżką rowerową.

W domu pojawiłem się ok. godziny 16:30, mając za sobą 64 km (o 1 kilometr poprawiona "życiówka") i dopisując do skromnego dorobku dwie nowe gminy: miasto Koszalin i gminę Sianów. Licznik gmin wynosi więc teraz 13, usprawiedliwiam się tym, że dopiero zaczynam je zbierać. Pojawiły się propozycje kolejnych wyjazdów w tym roku, więc licznik kilometrów może jeszcze przekroczyć 500, czyli absolutne minimum zakładane na początku roku.

Trasa: