Info

avatar Jestem Tomasz z Kołobrzegu. Od 2009 roku przejechałem na rowerze 14779.92 kilometrów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Poprzednie lata

2024
button stats bikestats.pl

2023
button stats bikestats.pl

2022
button stats bikestats.pl

2021
button stats bikestats.pl

2020
button stats bikestats.pl

2019
button stats bikestats.pl

2018
button stats bikestats.pl

2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats bikestats.pl

2010
button stats bikestats.pl

2009
button stats bikestats.pl

Zaliczone gminy


Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomikg.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

>20 km

Dystans całkowity:11534.48 km (w terenie 8.13 km; 0.07%)
Czas w ruchu:592:19
Średnia prędkość:19.02 km/h
Maksymalna prędkość:48.00 km/h
Liczba aktywności:265
Średnio na aktywność:43.53 km i 2h 17m
Więcej statystyk
  • DST 45.18km
  • Czas 02:18
  • VAVG 19.64km/h
  • VMAX 32.80km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Kross Hexagon X1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Popołudniowa wycieczka "gdzieś tam"

Poniedziałek, 28 maja 2012 · dodano: 29.05.2012 | Komentarze 0

Wychodząc z pracy punkt szesnasta pomyślałem sobie, że w końcu wolne popołudnie zbiegło się z ładną pogodą, więc można trochę pokręcić. Bez żadnego konkretnego planu wróciłem do domu, zjadłem obiad i około siedemnastej zszedłem do piwnicy po rower.

Ostatnio przymierzałem się do ok. 40-kilometrowej pętli na południowy wschód od Kołobrzegu, dwa razy jednak na przeszkodzie stanęła pogoda. Postanowiłem więc zaliczyć tę trasę tym razem.

Wsiadłem na rower i popedałowałem na południe, w kierunku dawnego kołobrzeskiego grodu, a obecnej wsi Budzistowo. Od centrum Kołobrzegu praktycznie do końca wioski prowadzi ścieżka rowerowa, więc spokojnie sobie jechałem z dala od samochodów. Po prawej stronie minąłem kościółek z 1222 roku, jeden z najstarszych na Pomorzu.

Wraz z Budzistowem skończył się asfalt i towarzysząca mu ścieżka rowerowa, i do Starego Miasta zaprowadziła mnie droga z płyt betonowych, zresztą bardzo dobrze położona, równa.

Stare Miasto to osiedle położone około kilometr na południe od Budzistowa, administracyjnie będące jego częścią. Mylnie kojarzone jest z pierwszym umiejscowieniem grodu Kołobrzeg, udowodniono, że Kołobrzeg powstał na terenie dzisiejszego właściwego Budzistowa, a nie Starego Miasta.

Za Starym Miastem wjechałem do lasu, którym dostałem się do miejscowości Obroty. W Obrotach wjechałem na drogę asfaltową, którą jechałem kilka kilometrów do następnej wioski - Bogucina. Tam, mając dwie opcje dojazdu do Dębogardu (asfalt lub polna droga), wybrałem oczywiście tą drugą. Jazda przez malownicze pola na granicy gmin Kołobrzeg i Dygowo jest dużo przyjemniejsza niż jechanie asfaltem między samochodami.

Na asfalt wróciłem w Dębogardzie, dojechałem do Czernina, minąłem tamtejszy kościół z przełomu XIV/XV wieku i za zabudowaniami wioski skręciłem w prawo, w szutrową drogę w kierunku Stramniczki. Przeciąłem drogę wojewódzką 163 Kołobrzeg - Wałcz i trafiłem na nowy asfalt. Gdy jechałem tędy dwa lata temu droga przez Stramniczkę to był piach i tumany kurzu, tym razem jechałem sobie po nowiutkiej nawierzchni z prędkością dochodzącą do 30 km/h.

Jak mówią, w Polsce wszystko co dobre szybko się kończy, skończył się też i asfalt. Tuż po minięciu tablicy "Stojkowo" jego miejsce zajęła pełna kamieni szutrówka. Na szczęście po kilometrze ustąpiła znów asfaltowi.

W Stojkowie skierowałem się na Kukinię i Kukinkę, w której kawałek za siedzibą firmy SuperFish urządziłem sobie pierwszy dłuższy postój na przystanku autobusowym. Na liczniku miałem wtedy przejechane 27 km.

Po około dziesięciu minutach pojechałem dalej. Przeciąłem linię kolejową Kołobrzeg-Koszalin, drogę krajową 11 i obrzeżami Ustronia Morskiego dotarłem do Sianożęt. Tam, mimo, że od postoju w Kukince przejechałem ledwie 3 km, zatrzymałem się na kilkanaście minut przy plaży. To jedno z moich ulubionych miejsc na wybrzeżu w okolicy Kołobrzegu.

Ostatni etap to 10-kilometrowa jazda pod wiatr nadmorską ścieżką rowerową do Kołobrzegu. Przed dotarciem do domu zajechałem jeszcze na popularne kołobrzeskie pole minigolfowe na buteleczkę coli i wróciłem do domu ze stanem licznika 45,2 km.

>>> ZDJĘCIA <<<

Kategoria >20 km, Samotnie


  • DST 22.60km
  • Czas 01:17
  • VAVG 17.61km/h
  • VMAX 26.70km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Sprzęt Kross Hexagon X1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Podczela i na stadion

Czwartek, 24 maja 2012 · dodano: 25.05.2012 | Komentarze 0

Po powrocie z pracy pojechałem z kumplem do Podczela, gdzie miał rozmowę w sprawie pracy. Po powrocie pojechałem na stadion na mecz młodzików i zebranie Akademii Piłkarskiej.



  • DST 29.00km
  • Czas 01:26
  • VAVG 20.24km/h
  • VMAX 37.60km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Sprzęt Kross Hexagon X1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Majówka 2012 - dz. 2

Środa, 2 maja 2012 · dodano: 04.05.2012 | Komentarze 0

W środowe popołudnie trzeba było wracać do domu. Wyruszyłem ze Starego Wierzchowa o 13:20. Dość szybkim tempem, m.in. dzięki sprzyjającemu kierunkowi wiatru, popedałowałem w kierunku stacji kolejowej w Iwinie. Starałem się trzymać szybkie tempo, bo na horyzoncie zbierały się chmury, a poranna duchota zwiastowała możliwość nadejścia burzy. Szybko minąłem Wierzchowo (krótki odcinek jazdy krajową jedenastką), następnie Trzebiechowo i Kusowo. Prędkość utrzymywała się w okolicach 25 km/h na płaskim, ponad 30 km/h na zjazdach i ok. 16 km/h na nielicznych krótkich podjazdach, więc po dojeździe do stacji licznik pokazywał średnią prędkość 21,2 km/h.

Pociąg miałem dopiero 15:14, a do Iwinu dotarłem o 14:10, więc po krótkiej przerwie i szybkim spojrzeniu na mapę postanowiłem dojechać do Grzmiącej rowerem. Jazda wzdłuż torów przez Lubogoszcz była całkiem przyjemna, dopiero na DW 171 rozpoczął się 2-kilometrowy podjazd, przez co prędkość znacznie spadła. Miałem jednak sporo czasu, więc nie spieszyłem się zbytnio. Ostatecznie na stację w Grzmiącej dotarłem około godziny 15:00, kupiłem bilet i spokojnie poczekałem na pociąg.

W Kołobrzegu odczułem szok, bo temperatura była o około 10 stopni niższa niż w powiecie szczecineckim. Bluza nie pomogła i ponad 2-kilometrowy odcinek do domu przejechałem mocno zmarznięty.

Bilans dwóch majówkowych dni to 48 km na rowerze, dwie zdobyte gminy (Szczecinek - wiejska i Grzmiąca), dwie przebite dętki i jedna rozwalona opona.

#lat=53.827506547815&lng=16.55099&zoom=12&maptype=osm

  • DST 36.08km
  • Czas 01:52
  • VAVG 19.33km/h
  • VMAX 32.10km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Sprzęt Kross Hexagon X1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wschodnia ściana powiatu

Czwartek, 19 kwietnia 2012 · dodano: 20.04.2012 | Komentarze 0

Codziennie do 16 siedzę w pracy, więc jeździć mogę dopiero popołudniami. Dziś zorganizowałem wypad wzdłuż wschodniej ściany powiatu kołobrzeskiego. Jak zwykle zaprosiłem chętnych na Facebooku i jak zwykle zgłosił się tylko Michał. Spotkaliśmy się więc o 16.10 na dworcu PKP w Kołobrzegu, skąd pociągiem podjechaliśmy do Wrzosowa.

Po 20 minutach jazdy wysiedliśmy na stacji we Wrzosowie i ruszyliśmy na właściwą część wycieczki.

Pierwszą miejscowością na trasie był Skoczów. Przez wioskę prowadzi droga brukowana o długości ok. kilometra. Po lewej stronie minęliśmy XIX-wieczny pałac, który, choć nieco zaniedbany, robi ciekawe wrażenie.

Za Skoczowem wróciliśmy na asfalt, którym przyjemnie jechało się aż do Strachomina. Taka ciekawostka, dopiero w Strachominie (7 km trasy) minął nas pierwszy samochód od momentu wyjazdu z Wrzosowa.

W Strachominie skręciliśmy w kierunku Tymienia. Zawsze byłem przekonany, że ten odcinek to dobra nawierzchnia asfaltowa, tymczasem czekało nas 5 km jazdy po nierównych płytach betonowych. Po kilkunastu minutach dotarliśmy jednak do Tymienia i krajowej "jedenastki".

Przejechaliśmy nią około 200 metrów, przecięliśmy tory kolejowe Kołobrzeg - Koszalin i na wysokości stacji kolejowej skręciliśmy w prawo, w kierunku Kładna. Po kilometrze jazdy asfaltem dojechaliśmy do wioski, skąd skierowaliśmy się w stronę Ustronia Morskiego.

Do Pleśnej jechaliśmy dość wygodnym szutrem wśród pól. Minęliśmy nieliczne zabudowania Pleśnej i jednostkę marynarki wojennej, a następnie zatrzymaliśmy się na krótki postój przy ujściu rzeki Czerwonej do Bałtyku.

Po chwili przerwy ruszyliśmy wzdłuż wybrzeża do domu, bez zatrzymywania minęliśmy Ustronie Morskie i Sianożęty, i dwie godziny po starcie z Wrzosowa dotarliśmy do Kołobrzegu.

MAPA obejmuje jedynie trasę od wyjazdu ze stacji PKP we Wrzosowie


  • DST 31.87km
  • Teren 0.83km
  • Czas 01:58
  • VAVG 16.21km/h
  • VMAX 29.60km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Sprzęt Kross Hexagon X1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przez Las Kołobrzeski

Piątek, 6 kwietnia 2012 · dodano: 06.04.2012 | Komentarze 0

Dość spontanicznie, po zakończeniu przedświątecznych porządków, postanowiłem ruszyć na wycieczkę. Szykowałem się na tę trasę od kilku dni, ale kapryśna pogoda i praca skutecznie mi to utrudniały. Dziś pracę skończyłem wcześniej, a pogoda w końcu dopisała.

Wyjechałem kilka minut przed godziną 16. Początkowo skierowałem się w kierunku nadmorskiej ścieżki rowerowej, którą następnie pojechałem aż do Sianożęt. Na samym początku było małe utrudnienie, bowiem niedawno podczas sztormu morze podmyło wydmę, na której ścieżka jest położona.

Do Sianożęt dojechałem bez przeszkód, zatrzymując się kilka razy na fotostop. Ta wycieczka miała być spacerem rowerowym z dużą ilością zdjęć, więc nie nastawiałem się na wysokie tempo jazdy. Mimo to, na odcinku do Sianożęt średnia prędkość wynosiła ok. 20 km/h.

W Sianożętach skręciłem w prawo, minąłem krajową "jedenastkę" i przejazd kolejowy na linii do Koszalina, i dotarłem do Malechowa. Tam zakończyłem na razie jazdę po asfalcie. Tuż za hotelem Erania odbiłem w prawo w szutrową drogę w stronę lasu. Minąłem teren hotelu i pojawiła się stadnina koni. Tam zmyliłem drogę. Powinienem minąć stadninę z prawej strony, ja wybrałem opcję lewą, dlatego, zamiast jechać dalej szutrówką, musiałem przedzierać się przez leśne błotniste trakty.

Początkowo jechało się dobrze. Polna droga była w dość dobrym stanie, więc tempo jazdy też było dobre. Kilka razy z przydrożnych krzaków uciekła spłoszona sarna. Fajne wrażenie, jedziesz sobie przez las, mając dzikie zwierzęta w odległości kilkunastu metrów.

Im dalej w las, tym gorsza stawała się droga, którą jechałem. W końcu doszło do tego, że trzeba było zsiąść z roweru i przeprowadzić go bokiem po trawie, bo ścieżka przypominała momentami bajoro. W końcu jednak po kilkuset metrach udało się dotrzeć do wygodniejszej ścieżki.

Dotarłem do skrzyżowania leśnych "betonówek". Planowałem ominąć słynne dęby Bolesław i Warcisław, gdyż już je kiedyś widziałem, jednak postanowiłem je "odwiedzić". Pojechałem więc niebieskim szlakiem, by po kilku minutach dotrzeć do Warcisława.

Po zrobieniu kilku fotek pojechałem dalej. Dojechałem do dużego skrzyżowania. Szlak prowadził w prawo, ale ja jednak zrezygnowałem z Bolesława i pojechałem w lewo do Stramniczki. Pół kilometra dalej ujrzałem jej zabudowania.

W Stramniczce spodziewałem się szutrówki, a przywitał mnie nowiutki asfalt. Jechało się nim tak dobrze, że przegapiłem zjazd na Stramnicę (szuter), przez co dołożyłem około kilometra do swojej trasy.

Przejazd przez kolonię Stramnicy wspominam najgorzej z całej wycieczki. Gdy już wydawało się, że obejdzie się bez spotkania z wiejskimi psami (większość domów nie miała ogrodzonego podwórza lub też brama była otwarta) nagle z ostatniej posesji wyskoczyły na drogę dwa dość spore kundle. Groźnie szczekały przy mojej nodze, ale gdy dałem ostro po pedałach na szczęście odpuściły. Trochę strachu jednak było, bo nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć w takiej sytuacji.

Dojechałem do przejazdu kolejowego przy stacji w Stramnicy, jednak nie przejechałem przez tory, tylko ruszyłem w prawo w stronę Kądzielna. Jak ktoś lubi ekstremalną jazdę po górkach polecam ten szutrowy odcinek. Na długości trzech kilometrów praktycznie nie ma żadnego płaskiego kawałka.

Dotarłem do Kądzielna, przejechałem przez wioskę i skręciłem w lewo w "jedenastkę", w kierunku Kołobrzegu. Po kilometrze, na wysokości kopalni Borowiny, zjechałem z głównej szosy na działki. Właśnie tamtędy, polną drogą, wróciłem do Kołobrzegu.

Łącznie przejechałem 32 kilometry, z czego najwyżej jedna trzecia była przejechana po asfalcie. Czasem warto odbić z głównych dróg, by zobaczyć jakieś ciekawe miejsca.

GALERIA

Mapa (główny szlak, nie zaznaczałem "odbić" z trasy):

Kategoria >20 km, Samotnie


  • DST 33.76km
  • Teren 2.80km
  • Czas 01:55
  • VAVG 17.62km/h
  • VMAX 33.60km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Sprzęt Kross Hexagon X1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pętla na rozruszanie kości

Sobota, 3 marca 2012 · dodano: 03.03.2012 | Komentarze 0

Pierwsza jazda treningowa w tym roku przyniosła niecałe 34 km dopisane do rocznego dorobku.Zaliczyłem też po raz pierwszy odcinek Przećmino - Charzyno przez las (trasa terenowa, którą za kilka tygodni zastąpi ścieżka rowerowa) oraz Charzyno - Ząbrowo przez Ołużną.

Wyruszyłem z kołobrzeskiego osiedla Ogrody o godzinie 10:45. Drogą rowerową wzdłuż ulic Myśliwskiej i Bogusława X dotarłem do Parku Dąbrowskiego. Jadąc przez park z lewej strony miałem rozlewisko Parsęty, powstałe w wyniku niedawnych roztopów. Później pokonałem jeden z najbardziej nielubianych przeze mnie odcinków w mieście, czyli most na ulicy Kamiennej. Od ronda przy Kauflandzie znów miałem ścieżkę rowerową, aż do samego Zieleniewa. Tam wjechałem na szosę i przez nieco ponad trzy kilometry jechałem drogą wojewódzką nr 102. Dopiero za miejscowością Bezpraw skręciłem w lewo na budowaną ścieżkę rowerową szlakiem dawnej kolejki wąskotorowej.

Zbierałem informacje na temat odcinka ścieżki do Charzyna i z tych informacji wynikało, że jest on już ukończony. Tymczasem po ok. 300 metrach jazdy polbrukiem ścieżka nagle się skończyła i przez kolejne 3 km przedzierałem się przez piaski i błota lasu charzyńskiego. Dopiero kilometr przed Charzynem pojawiła się nawierzchnia asfaltowa, którą dotarłem do wioski.

Z Charzyna pojechałem do Ząbrowa. Początkowo chciałem zaryzykować jazdę budowaną ścieżką rowerową (wzdłuż niej prowadzi droga gruntowa), ale ostatecznie skorzystałem z asfaltu. 5-kilometrowy odcinek momentami przypominał jazdę po serze szwajcarskim, dziura za dziurą. Jedynie na terenie wsi Charzyno i Ołużna był gładki nowy asfalt.

Za Ząbrowem znajduje się najlepszy punkt trasy, czyli zjazd na most na Parsęcie. Dopiero tu mogłem dokładnie ocenić jak mocno wylała rzeka. Jej szerokość zwiększyła się w tym miejscu co najmniej trzykrotnie.

Dalej czekał mnie długi mozolny podjazd do Pustar, prawie 1,5 km jazdy pod górę. Trochę mnie czas gonił, więc bez postoju pojechałem dalej, mijając Bogucino i Obroty. Zatrzymałem się na chwilę dopiero przed Niekaninem, na przystanku autobusowym. Po 5-minutowej przerwie ruszyłem na ostatni odcinek trasy, podjechałem pod górkę między Niekaninem i Kołobrzegiem, docierając po kilku minutach do domu.

Trasa:
Kategoria >20 km, Samotnie


  • DST 56.01km
  • Czas 03:26
  • VAVG 16.31km/h
  • Sprzęt Kross Hexagon X1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Karlino - Kołobrzeg

Sobota, 26 listopada 2011 · dodano: 29.11.2011 | Komentarze 0

W sobotę wybraliśmy się z Michałem na kolejną listopadową wycieczkę. Postanowiliśmy dojechać do Karlina pociągiem, a następnie wrócić rowerami okrężną drogą.

Pobudka o 7 rano, rzut oka przez okno: bezchmurne niebo, drzewa się lekko bujają od wiatru, ale wygląda to całkiem dobrze. Do tego temperatura +5 stopni, co pod koniec listopada wygląda jak marzenie. W piątek wieczorem przeszła ulewa, więc trochę się obawiałem o pogodę.

Gdy kręciłem się po kuchni zaczęli pojawiać się również domownicy. Od razu usłyszałem: "Taka wichura, a Ty na rower, zwariowałeś?". Siostra wróciła z pracy po nocce: "Coś Ty, przecież zimno jest, wieje tak, że ledwo da się iść!". Ja twardo: "Przesadzacie, dam radę. Jadę."

Zrobiłem kanapki (na śniadanie nie było czasu, więc postanowiłem zjeść w pociągu), zaparzyłem cały termos herbaty i wyszedłem z domu.

Podszedłem do biura, w którym trzymam rower na zapleczu (200 metrów od mojego bloku), wyjąłem moją limuzynę i o 7:55 byłem na dworcu. Michał przyjechał dwie minuty później, kupiliśmy bilety i wsiedliśmy do pociągu.

W Karlinie byliśmy o 8:40. Skierowaliśmy się na ulicę Nadbrzeżną, będącą czymś w rodzaju promenady nad Radwią.


Ulica Nadbrzeżna w Karlinie prowadzi nas wzdłuż brzegu Radwi


Most kolejowy nad Radwią w Karlinie

Zostawiliśmy za plecami most kolejowy, zrobiliśmy szybkie zakupy w delikatesach i udaliśmy się w kierunku wyjazdu z miasta w stronę krajowej szóstki. Tuż za mostem na Parsęcie odbiliśmy w prawo na Gościno. Od tej chwili dość silny wiatr wiał nam w twarze, w dodatku pierwszy kilometr od zjazdu z głównej drogi prowadził pod górę. To sprawiło, że tempo jazdy nie było zbyt wysokie i wynosiło ok. 14 km/h.

Minęliśmy Kowańcz, dwa Pobłocia (Wielkie i Małe) i dojechaliśmy do Mołtowa, które jest już praktycznie przedmieściem Gościna. W momencie wjazdu do Mołtowa znacznie pogorszył się stan drogi. Na tym przykładzie wyraźnie widać jak w naszym kraju buduje się drogi. Kilka lat temu położono nowy asfalt na odcinku Gościno - Karlino, jednak najwyraźniej uznano, że wjazd do tych miejscowości na nową nawierzchnię nie zasłużył, więc w stronę Gościna dobry asfalt kończy się w Mołtowie, natomiast w stronę Karlina w Kowańczy. Pozostają po obu stronach po trzy kilometry jazdy po dziurach.

Po dojechaniu do Gościna skierowaliśmy się na Nieżyn. Początek tego odcinka to spokojna jazda, jednak przed samym Unieradzem trafiliśmy na krótki (ok. 0,5 km), ale stromy podjazd.


Prywatne jeziorko koło Unieradza, wiele takich w okolicy

W Unieradzu na przystanku zrobiliśmy sobie kilkanaście minut przerwy. W wiosce znajduje się zabytkowy kościół Św. Michała Archanioła, zbudowany w XIII wieku. Szkoda, że tamtejsze władze gminne nie pomyślały o żadnej tablicy informującej o tym zabytku.


XIII-wieczny kościół w Unieradzu


Centralne miejsce w wiosce - przystanek koło kościoła


Chwila przerwy na ciepłą herbatę

Po postoju w Unieradzu ruszyliśmy dalej. Szybko minęliśmy Nieżyn i pojechaliśmy w stronę Byszewa.


XIX-wieczny kościół w Nieżynie


Brukowana droga z Nieżyna do Byszewa

Do Byszewa prowadziła nas brukowana droga z dość dobrym poboczem, z którego oczywiście skorzystaliśmy. W Byszewie skręciliśmy w prawo i dobrym asfaltem dojechaliśmy do Niemierza i dalej do drogi wojewódzkiej 102 Kołobrzeg - Międzyzdroje.


Młyn widoczny z drogi przy wjeździe do Niemierza


Michał wjeżdżający do Niemierza


XV-wieczny kościół w Niemierzu

Szybko przejechaliśmy wojewódzką przez Błotnicę i po przejechaniu 1,5 km uciekliśmy z niej skręcając w lewo do Przećmina. Po chwili asfalt zamienił się w bruk, którym przejechaliśmy przez wioskę. Właśnie w Przećminie spotkał nas odrobinę niebezpieczny moment.

W pewnym momencie z jednej z posesji wybiegł na drogę dość spory wiejski burek. Ruszył za mną i biegł przez kilkaset metrów dosłownie kilka centymetrów od mojej nogi groźnie szczekając. Michał został z tyłu, na czym dobrze wyszedł, bo pies skupił się na mnie. Starałem się zachować spokój i nie zwracać na niego uwagi. Jechałem równym tempem patrząc przed siebie i pies odpuścił.

Odcinek z Przećmina do Korzystna to chyba najprzyjemniejsza jazda tego dnia. Droga gruntowa wśród pól i lasów z dala od ludzi, szkoda, że ciągnęła się tylko przez dwa kilometry. Po kilku minutach zobaczyliśmy przed sobą zabudowania Korzystna.


Droga z Przećmina do Korzystna


Korzystno

Po krótkiej przerwie na przystanku pojechaliśmy do Grzybowa. Mieliśmy dużo czasu (było dopiero południe), a Michał mówił, że nowym asfaltem (położonym wiosną tego roku) z Korzystna do Grzybowa jeszcze nie jechał. Po trzech kilometrach jazdy asfaltem dojechaliśmy do Grzybowa, przejechaliśmy przez wioskę i zajrzeliśmy na chwilę na plażę i ścieżką rowerową wróciliśmy do Kołobrzegu. W domu byłem o 12:30.

Trasa:


  • DST 70.15km
  • Teren 4.50km
  • Czas 04:03
  • VAVG 17.32km/h
  • Sprzęt Kross Hexagon X1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mrzeżyno i okolice

Niedziela, 20 listopada 2011 · dodano: 20.11.2011 | Komentarze 0

Dziś z Michałem wybraliśmy się na kolejną wycieczkę rowerową. Warto korzystać dopóki jest dobra pogoda. Od kilku dni próbowaliśmy namówić parę osób do przyłączenia się do nas, jednak bezskutecznie, więc ponownie wyjechaliśmy sami.

Początkowo w planie było okrążenie jeziora Resko Przymorskie, co dawało ok. 38 kilometrów, wczoraj jednak Michał zaproponował odwiedzenie Mrzeżyna, więc to wydłużyło trasę o kolejne 5 kilometrów.

Umówiliśmy się na start przy szkole muzycznej w Kołobrzegu o godzinie 11:30. Gdy wychodziłem z domu było pochmurno, lecz nie zanosiło się na deszcz, ponadto było ciepło (jak na tę porę roku), termometr za oknem pokazywał 6 st. C.

Postanowiliśmy wyjechać z miasta zaliczając przejazd budowaną obwodnicą, skierowaliśmy się więc w stronę ulic Solnej i Żurawiej. Na Solnej nadal zamknięty jest most, skorzystaliśmy więc z tymczasowego mostu pontonowego. Minęliśmy Stadion Miejski i pojechaliśmy prosto, w stronę ulicy Starynowskiej, wylotówki z miasta w kierunku Karcina.

Po krótkich zakupach w Sano wyjechaliśmy z miasta. Przejechaliśmy przez szybko rozbudowujące się Zieleniewo, a następnie Koszystno i dojechaliśmy do Starego Borku i Nowogardku. Przed Nowogardkiem droga niezliczonymi zakrętami wije się wśród pól oraz przechodzi przez most na Błotnicy. To ciekawe miejsce, chyba jedyny, a przynajmniej jeden z nielicznych w okolicy, do którego droga prowadzi pod górę. W Nowogardku skręciliśmy w prawo i po chwili dotarliśmy do stacji kolejowej w Głowaczewie, gdzie zrobiliśmy kilkuminutowy postój.


Stacja kolejowa w Głowaczewie


Pies z łopatą


Pociąg do Kołobrzegu wjeżdża na stację. Nie skorzystaliśmy


Nowy asfalt na drodze z Głowaczewa do Karcina

Po krótkim postoju na peronie ruszyliśmy dalej w kierunku Karcina. Stan nawierzchni zdecydowanie się poprawił, kilka miesięcy temu na tym odcinku położono nowy asfalt. Długo się nim nie nacieszyliśmy, po kilku kilometrach skończył się przechodząc nagle w pozostałości po poprzednim asfalcie.

Na końcu miejscowości (ciągnie się przez ok. 4 km) droga główna prowadziła w lewo w kierunku Sarbii, my chcieliśmy jechać nad jezioro, a dalej do Mrzeżyna. Niestety, przeoczyliśmy zjazd w prawo ukryty gdzieś między zabudowaniami. Postanowiliśmy się nie wracać, tylko pojechać do Mrzeżyna nieco inną trasą, dokładając kilka kilometrów.

Na skrzyżowaniu pojechaliśmy prosto. Niebawem skończyło się Karcino, a wraz z nim skończył się asfalt. Teraz jechaliśmy ubitą żużlówką, z wystającymi miejscami niebezpiecznymi dla naszych kół kamieniami. Do Bieczyna dotarliśmy jednak bez żadnych problemów.


Zabytkowy kościół w Bieczynie


To mieliśmy już za sobą

Bieczyno było słynne na całą Polskę w ostatnich dwóch latach. Jego mieszkańcy zbojkotowali wybory w ramach protestu. Żądali, aby władze samorządowe odbudowały drogę do wsi łączącą Bieczyno z Trzebiatowem. Przez pewien czas mieliśmy okazję jechać tą drogą. Niestety, po wyjechaniu z miejscowości skończyła się dobra nawierzchnia.

Pełną dziur drogą dotarliśmy do Gorzysławia, gdzie, po przejechaniu ok. 500 metrów brukiem skręciliśmy w kierunku Robów. Tam już asfalt był zdecydowanie lepszy.


Chwila postoju na poboczu


Nawierzchnia między Gorzysławiem i Robami jest w dobrym stanie


Malownicze pola niedaleko Gorzysławia

W Robach droga znów się zmieniła i aż do Mrzeżyna jechaliśmy po betonowych płytach. Minęliśmy most na Starej Redze i po kilkunastu minutach jazdy zameldowaliśmy się w Mrzeżynie.


Most na Starej Redze


Nad Starą Regą...


Stara Rega w okolicy Robów


Ujście Regi do Bałtyku w Mrzeżynie

W Mrzeżynie skierowaliśmy się przez most na Redze w stronę wojskowego osiedla. Po krótkim postoju przy sklepie postanowiliśmy sprawdzić na jakim etapie jest budowa nadmorskiej ścieżki rowerowej łączącej Mrzeżyno z Pogorzelicą. Okazało się, że na odcinku od Mrzeżyna do jednostki wojskowej (ok. 4-5 km) wzdłuż brukowanej drogi znajduje się bliska ukończenia ścieżka z kostki betonowej, niestety dalej zostaje jazda przez las wzdłuż brzegu. Od wartownika przy jednostce dowiedzieliśmy się, że od strony Pogorzelicy także już fragment został zbudowany. Cóż z tego, skoro termin ukończenia budowy ścieżki mija mniej więcej teraz...

Od jednostki skierowaliśmy się w kierunku plaży. Tam zrobiliśmy kolejną krótką przerwę.


Rowery przy zejściu na plażę


Plaża - widok w kierunku Mrzeżyna


Odpoczynek na plaży

Michał zaproponował, żebyśmy do Mrzeżyna wrócili leśnymi drogami. Widocznie chciał się pobawić w jazdę MTB. Zgodziłem się i przez 4,5 km jechaliśmy po leśnych wertepach. Ta jazda zmęczyła mnie dużo bardziej, niż wcześniejsze 40 km. Dojechaliśmy do Mrzeżyna, gdzie zaczynała się ścieżka rowerowa w kierunku Kołobrzegu.


Droga przez Mrzeżyno

Do Rogowa prowadziła poboczem drogi. Ciekawostką jest fakt, że droga zrobiona była z płyt betonowych, natomiast pobocze z całkiem dobrego asfaltu. Znaliśmy tę drogę (co prawda nie rowerem, ale często tamtędy jeździłem) i wiedzieliśmy, że taka nawierzchnia czeka nas aż do samego Dźwirzyna. Jakież wielkie było nasze zdziwienie, gdy na szosie wraz z tablicą "Rogowo" pojawił się gładki jak stół asfalt, a obok mieliśmy do dyspozycji szeroką ścieżkę rowerową z kostki betonowej.


Nowa droga w Rogowie

Zdziwienie było jeszcze większe, gdy po kilkuset metrach kostka zamieniła się w asfalt, którym jechaliśmy z przyjemnością do samego mostu w Dźwirzynie. Okazało się, że to droga w ramach projektu przebudowy odcinka Mrzeżyno - Dźwirzyno.


Jazda taką drogą to prawdziwa przyjemność

W Dźwirzynie też było widać postępy prac. Poza 2,5-kilometrowym odcinkiem płyt betonowych na drodze był nowy asfalt, a obok prowadziła ścieżka rowerowa z kostki. Tu brak stwierdziliśmy na odcinku 1,5 km. Od wyjazdu z Dźwirzyna jechaliśmy już asfaltową ścieżką nadmorską zbudowaną przed rokiem. Dojechaliśmy nią do Grzybowa, a dalej do Kołobrzegu jechaliśmy niemal przy samej plaży ścieżką z mączki ceglanej.


Ścieżka z Grzybowa do Kołobrzegu

Do Kołobrzegu dotarliśmy przed godz. 17, rozstaliśmy się nad Parsętą i wróciliśmy do swoich domów.


Parsęta w Kołobrzegu wieczorem



  • DST 64.10km
  • Czas 04:13
  • VAVG 15.20km/h
  • Sprzęt Kross Hexagon X1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień Niepodległości

Piątek, 11 listopada 2011 · dodano: 13.11.2011 | Komentarze 0

Z reguły mój sezon rowerowy, bardziej lub mniej udany, kończył się mniej więcej w połowie września. Później był brak chęci, czasu, odpowiedniej pogody. W tym roku postanowiłem, że będzie inaczej i po prawie dwóch miesiącach przerwy znów wsiadłem na rower.

Spodziewając się, że będzie ciężko (w końcu przerwa była długa) zaplanowałem trasę na miarę swoich możliwości, z ewentualną opcją przerwania jej w dowolnym momencie. Postanowiłem pojechać pociągiem do Koszalina, a następnie okrążając jezioro Jamno wrócić rowerem wzdłuż wybrzeża.

Info o wycieczce opublikowałem na swoim profilu na Facebooku i dzień przed wyjazdem odezwał się kolega Michał z propozycją dołączenia do mnie.

Spotkaliśmy się na dworcu PKP w Kołobrzegu w piątek o 9 rano. Kupiliśmy bilety i załadowaliśmy rowery do pociągu. Około godzinę później wysiedliśmy na dworcu w Koszalinie, gdzie zaczynała się prawdziwa jazda. Przejeżdżając przez centrum miasta dotarliśmy do drogi wylotowej w stronę dzielnicy (do niedawna wsi) Jamno. Właśnie tamtędy postanowiliśmy wydostać się z Koszalina. Przez Jamno dotarliśmy do Łabusza. Tam nawierzchnia z asfaltowej zmieniła się w brukowaną. Po ok. 1 kilometrze jazdy po bruku zobaczyliśmy z daleka brzeg jeziora, co oznaczało, że należy skręcić w prawo w drogę z płyt betonowych.


w pociągu do Koszalina

Zgodnie ze wskazówkami znalezionymi w internecie postanowiliśmy skorzystać z tego ciekawie położonego skrótu do Łaz. "Betonówka" ciągnie się ponad 3 kilometry brzegiem jeziora, przecinając mniej więcej w 2/3 drogi rzekę Unieść. Te malownicze tereny z pewnością latem wyglądają jeszcze ciekawiej niż w listopadzie, ale i tak nie mogliśmy narzekać na widoki.


betonówka, którą jechaliśmy, w tle stary młyn koło Łabusza


ujście rzeki Unieść do jeziora Jamno


betonówka w kierunku Osiek

Z betonowej drogi wyjechaliśmy na piękny gładki asfalt drogi powiatowej w miejscowości Osieki. Nowym asfaltem dojechaliśmy aż do Łaz, które latem tętnią życiem, natomiast po zakończeniu sezonu stają się senną osadą nadmorską, zamieszkałą przez niespełna 100 stałych mieszkańców. Pech chciał, że spędziliśmy tam przymusowo ok. półtorej godziny.


kościół w Osiekach


jezioro Jamno

Rondo w Łazach z pewnością długo zapamięta Michał. Właśnie tam złapał "gumę", a że żaden z nas nie wpadł rano na pomysł zabrania zapasowej dętki, trzeba było coś wykombinować. Temperatura powietrza (ok. 4 stopnie) też nam nie pomagała, szybko zaczęło się robić coraz zimniej. Po przeanalizowaniu sytuacji i naszego aktualnego położenia (do najbliższej stacji kolejowej mieliśmy 15 km) w pewnym momencie wpadłem na pomysł, żeby zadzwonić do kolegi ze studiów, który mieszka w Koszalinie. Liczyliśmy na łut szczęścia, może Damian przypadkiem posiada dętkę, której potrzebujemy? Okazało się, że zapasowej nie miał, ale użyczył nam swojej, gdyż, jak stwierdził, on już sezon rowerowy zakończył. Po 30-40 minutach przyjechał, zmieniliśmy dętkę i mogliśmy jechać dalej. Dzięki Damian za pomoc!


droga w Łazach - widok w kierunku Unieścia

Z Łaz do Mielna prowadzi ścieżka rowerowa wzdłuż szosy. Miejscami po obu stronach drogi można dojrzeć wodę - z lewej strony Jamno, z prawej Bałtyk. Momentami brzeg jeziora znajduje się zaledwie kilka metrów od drogi. Dość często mijaliśmy wędkarzy łowiących ryby w Jamnie. Szybko minęliśmy senne Unieście, by wjechać do Mielna.


po drodze widzieliśmy wielu wędkarzy

W Mielnie zaskoczył nas dość spory ruch, zarówno na ulicach, jak i na chodnikach. Do tego czynne sklepiki z pamiątkami - to także spore zaskoczenie, zważywszy na porę roku i święto. Właśnie w Mielnie zrobiliśmy szybkie zakupy i urządziliśmy sobie kilkuminutowy postój na posiłek.

Z Mielna nie wyjeżdżaliśmy szosą, a leśną drogą, którą przez Mielenko dotarliśmy do Chłopów. Minęliśmy Chłopy (i pomnik 16-tego południka) i dojechaliśmy do Sarbinowa. Podobnie jak inne nadmorskie miejscowości, Sarbinowo poza sezonem niewiele ma do zaoferowania, tym bardziej zdziwił nas widok wycieczki z przewodnikiem spacerującej po wiosce.

Kolejny krótki postój urządziliśmy tuż przed Gąskami, na polnej drodze biegnącej dosłownie kilkanaście metrów od plaży. Niestety, zbyt wysoki brzeg uniemożliwiał zejście na brzeg morza.


taką drogą jechaliśmy z Sarbinowa do Gąsek


rower "odpoczywa" na skraju urwiska między Sarbinowem i Gąskami

Dość szybko przejechaliśmy przez Gąski, nie zatrzymując się przy tamtejszej latarni morskiej (jedyna na naszym szlaku), gdyż wielokrotnie już ją widzieliśmy. Przez las dojechaliśmy do Pleśnej, a stamtąd przez most na rzece Czerwonej do Ustronia Morskiego, z którego już spokojnie dotarliśmy do Kołobrzegu nadmorską ścieżką rowerową.

W domu pojawiłem się ok. godziny 16:30, mając za sobą 64 km (o 1 kilometr poprawiona "życiówka") i dopisując do skromnego dorobku dwie nowe gminy: miasto Koszalin i gminę Sianów. Licznik gmin wynosi więc teraz 13, usprawiedliwiam się tym, że dopiero zaczynam je zbierać. Pojawiły się propozycje kolejnych wyjazdów w tym roku, więc licznik kilometrów może jeszcze przekroczyć 500, czyli absolutne minimum zakładane na początku roku.

Trasa:


  • DST 62.78km
  • Czas 03:08
  • VAVG 20.04km/h
  • Sprzęt Kross Hexagon X1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rekord życiowy

Środa, 24 sierpnia 2011 · dodano: 24.08.2011 | Komentarze 0

W planie było przejechanie pętli wzdłuż obu brzegów Parsęty, z przekroczeniem jej w Ząbrowie. Łącznie 44 km.

Wróciłem z pracy chwilę po 16, zjadłem obiad i ok. 17:45 wyruszyłem. Początkowo relacja miała byś zwartym tekstem, postanowiłem ją jednak nieco "wypunktować". Zatem do rzeczy...

Kołobrzeg, ul. Krzywoustego
Nie lubię tego podjazdu. Niby dość łagodny, ale ciągnie się przez dobre 2 kilometry. Zdecydowanie wolę ten odcinek jechać od drugiej strony. No ale się wdrapałem, jadę dalej.

Niekanin
Po zjechaniu ze stromej górki (kto z Kołobrzegu ten wie o którą chodzi) ostry zakręt i opuszczam DW 163. Teraz przede mną jazda "powiatówką", czyli mniejszy ruch i można spokojnie popedałować.

Obroty
Pierwszy mały kryzys, w dodatku z prawej strony pojawia się szutrowy zjazd na Budzistowo, skąd do domu już tylko 3 km. Nic z tego, jadę dalej.

Bogucino
Podjazd na Bogucino zawsze mnie przerażał, o dziwo dziś poszło gładko. Na liczniku 8 km.

Skrzyżowanie obok Pustar
12 km mam za sobą. Jadę w prawo na Ząbrowo. Nie, nie dam rady, nie czuję się na siłach żeby przejechać 44 km. Szybkie sprawdzenie rozkładu pociągów przez internet w telefonie i plan awaryjny. Za godzinę z Dygowa jedzie pociąg do Kołobrzegu. Jadę na Dygowo - w lewo...

Świelubie
Nie lubię jazdy przez wioski. Zawsze się boję, że przez rozpadające się ogrodzenie jakiejś posesji wyskoczy na mnie jakiś burek. Obawy się potwierdziły, gonił mnie kilkaset metrów groźnie warcząc, potem odpuścił. Po mojej prawej stronie płynie Parsęta.

Skrzyżowanie obok Bardów
Szybko poszło. Kilka kilometrów nowego asfaltu pozwoliło jechać z prędkością ok. 28 km/h. Do pociągu w Dygowie mam 45 minut, drogowskaz pokazuje 4 km. Wpadam na pomysł, żeby zajechać na pobliski most na Parsęcie.

Most na Parsęcie niedaleko Włościborza
Zatrzymuję się na moście i jeszcze raz sprawdzam mój pociąg. Na zegarku 18:55. W Rozkładzie Karlino 19:20, Wrzosowo 19:30, Dygowo 19:38. Zmiana planów, złapię go we Wrzosowie.

Skrzyżowanie obok Włościborza
Ile będzie do Wrzosowa? 4 km? 5? Czasu mało. Kurczę, 7 km, niedobrze... Cóż, jestem za daleko żeby się wycofać, mam 7 km i 30 minut, powinienem zdążyć.

Włościbórz, Piotrowice, Kłopotowo
Szybka jazda przez trzy wsie, prędkość rzadko spada poniżej 24 km/h, droga równa, bez podjazdów, nie jest źle.

Most na Parsęcie obok Kłopotowa
Masakra! Zjazd nad rzekę - coś pięknego. Licznik pokazuje 35-36 km/h, ale z drugiej strony katastrofa. Ostra wspinaczka przy prędkości nie przekraczającej 12 km/h. Pierwszy raz zwątpiłem w powodzenie mojego planu.

Tablica Wrzosowo
Jest! Jeszcze tylko przejechać przez wioskę i jestem na stacji! Która godzina? 19:26. Zdążę!

Wrzosowo
Czemu ta wioska się tak ciągnie?! Jadę i jadę a końca nie widać, zaczęły się jakieś pola... O! Jest szkoła! Stacja tuż tuż, bo wiem, że szkoła jest przy torach. Zamykają przejazd, będę na styk.

Stacja PKP we Wrzosowie
Dramat... Wjeżdżam na stację i mogę tylko popatrzeć na odjeżdżający pociąg. Mój pociąg... W tym momencie zwątpiłem w swoje siły. Nie ma opcji, ostatnie kilometry mnie wykończyły. Szaleńcza jazda na czas sprawiła, że ledwo mogę ustać na nogach. Rozkład jazdy: następny pociąg za godzinę i 20 minut. Co robić? Łyk wody i siły wracają. Nie czekam, jadę do domu rowerem. Stan licznika: 31 km

Skoczów
Postanowiłem nie jechać główną drogą (DW 163) tylko bocznymi, może odrobinę dalej, ale spokojniej i można śmigać środkiem szosy. No i się wpakowałem. Skoczów... wybrukowany. Może nie cały, ale kilometrowy odcinek drogi z kocich łbów mnie lekko dobija. Uff, skończył się...

Gmina Będzino
Gdzie ja do cholery jadę?!

Strachomino
No to ładnie wyjechałem, trochę nie w tą stronę. Dobra, wiem, że inaczej nie dało rady. Szybka ocena sytuacji i jadę w lewo na Kukinię.

Gmina Ustronie Morskie
Prawie w domu, gorzej, że się ściemnia....

Rusowo
Z racji kończącej się w butelce wody od dłuższego czasu rozglądam się za sklepem. We Wrzosowie nie było czasu, w Skoczowie i Strachominie brak. Jest w Rusowie, ale... zamknięty. Jadę dalej.

Kukinia
Jest sklep, ale oblegany przez miejscowe towarzystwo, przy którym bałbym się zostawić rower chociaż na chwilę, więc zakupy muszą poczekać.

Kukinka
Zbaczam z głównej trasy. Na mapie jest boczna dróżka asfaltowa do Ustronia Morskiego, wyjeżdża się przy stacji PKP. Postanowiłem na zakupy pojechać właśnie do Ustronia, choćbym miał przepłacić w jakimś sezonowym barze.

Ustronie Morskie
No tak, przecież przy drodze stoi Polo Market... Ale z racji dużego ruchu na DK 11 rezygnuję z niego na rzecz stacji benzynowej po "mojej" stronie ulicy. Szybkie zakupy (woda i puszka Pepsi) i ruszam ścieżką rowerową w stronę Sianożęt.

Sianożęty
Jadę prosto na plażę! W końcu trzeba odpocząć. Problem jest z oświetleniem, z tyłu lampka ostatnio odpadła i nie zdążyłem zamocować, z przodu rozładowała się bateria. Na szczęście w torbie pod ramą znalazłem małą lampkę rowerową, która znalazła się tam zupełnie przypadkiem. Od tej pory podczas jazdy miałem zajętą lewą rękę, ale przynajmniej coś widziałem.

Sianożęty - plaża
W końcu dłuższy odpoczynek, dobre 10 minut. Na liczniku mam 50 km. Uzupełniłem płyny, chwilę posiedziałem na schodach prowadzących na plażę i jadę do domu - najgorszy odcinek - ścieżka rowerowa wzdłuż wybrzeża, zero świateł, tylko ja i moja mała lampka trzymana w lewej ręce. I tak przez 11 km...

Kołobrzeg - Podczele
Prędkość znacznie spadła, rzadko przekraczam 20 km/h, skupiam się raczej na utrzymywaniu pozycji na ścieżce i omijaniu jadących co pewien czas z naprzeciwka innych rowerzystów. W końcu dojeżdżam do Podczela, a stąd do domu już tylko 5 km.

Ekopark Wschodni
Odpoczynek podczas jazdy też jest potrzebny. Skorzystałem, że dogoniłem dwa jadące wolniej rowery i przez dobre 1,5 kilometra trzymałem się za nimi. 14 km/h to żadna prędkość, ale siły już mnie zaczęły opuszczać, więc spokojnie jechałem na końcu tego minipeletonu.

Kołobrzeg - ośrodek Arka
Wyprzedziłem moich "liderów" i ostatnie dwa kilometry popedałowałem samotnie całkiem niezłym tempem oświetloną ulicą.

Kołobrzeg - osiedle Ogrody
Moja baza. Dotarłem tu o 21:25. Trzy godziny i 40 minut po tym jak wyjechałem w trasę. Przejechałem w tym czasie 63 kilometry, co stanowi mój nowy rekord życiowy. Średnia prędkość wyniosła 20,1 km/h. Teraz zimne piwko i spać...

Zdjęć nie robiłem. Początkowo nie było czasu, a potem chęci. Nadrobię innym razem.

Trasa: Pokaż trasę GPS